Lot do Indii

Przystanek autobusowy we Wrocławiu – moja dzieciarnia, mąż i teściowa na peronie. Zimno, minus dziewięć stopni. Lusia płacze, że zgubiła kluczyk do szafki szkolnej. Andrzej się denerwuje. – Dawaj plecak i idźcie już – mówię. Szybkie pożegnanie, uściski, łzy teściowej. -Wrócę, wrócę. Na Lusi urodziny będę w domu. Do zobaczenia! Wskakuję do busa. Jak tu miło i ciepło. Ostatni rzut oka na odchodzącą rodzinkę. Ścisk w żołądku. – Nie bój się, wrócisz – słyszę wewnętrzny głos… Kilka godzin i już byłam w Warszawie. Wydałam tylko 30 zł, za pociąg zapłaciłabym 70 zł. Autobus zatrzymał się na przystanku Metro Wilanowska. – Panowie, jak dojechać na lotnisko Chopina? – pytam strażników miejskich. Długo zastanawiali się, drapali po głowach. W końcu jeden poradził mi jakim autobusem mam dojechać. 20 kilo w plecaku trochę waży. Odzwyczaiłam się od dźwigania takich ciężarów. Pojechałam autobusem za daleko. Zimno, ja na głowie mam tylko chuścinę i lekką, białą kurtkę, na plecach ciężar, w ręce trzymam drugi plecak. – Panie Boże, proszę Cię o jakąś taksówkę na to lotnisko i żeby taksówkarz ze mne kasy nie zdarł… Zatrzymałam taxi prowadzoną przez bardzo sympatyczną panią „taksówkarkę”. Specjalnie podkręciła grzanie w samochodzie, bo widziała jak jestem zmarznięta. – Już jesteśmy na miejscu. 20 zł. Ucieszyłam się słysząc cenę. Zadowolona wkroczyłam na lotnisko. Już było po północy. Cisza, ludzi jak na lekarstwo. Zamierzałam ulokować się na ławce i wyspać do rana. Samolot do Monachium miałam o 8:45
Niestety po godzinie drugiej zaczęli napływać ludzie i w końcu zrobiło się gwarno i tłoczno. Nici z mojego spania. Ale przynajmniej jest na kogo popatrzeć. Lubię sobie patrzeć na ludzi.Wkrótce sama podniosłam się z ławki i stanęłam w kolejce do odprawy.
– Pani bagaż został nadany do Delhi. Oto karta pokładowa. Z małym, zielonym plecaczkiem udałam się do kontroli osobistej.Przeżyłam to po raz pierwszy – rozebrać okrycie wierzchnie, ściągnąć pasek, ściągnąć buty, oddać wszelkie cenne rzeczy, przejść przez bramkę i gotowe. Lekkie poczucie upokorzenia, ale co zrobić? Wymogi bezpieczeństwa. W mojej podróży taką kontrolę przechodziłam jeszcze wiele razy, więc później, można powiedzieć, że się do tego przyzwyczaiłam. Teraz pozostało mi czekać na samolot do Monachium. Lotnisko całe w śniegu, ale pas startowy co chwilę był odśnieżany.
Wreszcie końcowa odprawa i już jestem na pokładzie samolotu. Wszystko tu jest dla mnie nowe. W dzieciństwie leciałam samolotem, ale już nic nie pamiętałam . Teraz uważnie słuchałam objaśnień stewardessy. Samolot kołuje, nabiera prędkości, a ja cieszę się wewnętrznie jak mały dzieciak. Ta prędkość to jest to co lubię ! Kilka sekund i już jesteśmy w chmurach ! Łzy wzruszenia same mi napływają, chlipię, wycieram chustką nos. Nie patrząc na sąsiadkę obok – ryczę. – Boże jaki jesteś wielki, potężny ! Dałeś również ludziom możliwość patrzenia z góry na świat, latania w chmurach ! Kawa i ciasteczko przerywają na chwile moje wzruszenie, ale będzie mi ono już towarzyszyć podczas całego lotu. Lądowanie w Monachium. Teraz tylko czytać kierunkowskazy i znaleźć właściwe wejście. Przede mną lot do Kataru – do Doha.
Linie Qatar Airways – najlepsze w świecie. Elegancko, wygodnie, obsługa dba o pasażerów non stop. Wcinam pokładowe jedzenie – całkiem smaczne, wszystko nowe dla mnie. Ok, niech będzie i szampan!
Pode mną bajeczny widok. Kraina tysiąca świateł. To Doha w Katarze. Jest wieczór, 23 stopnie. Moje stopy w grubych skarpetach i traperach zaczynają się gotować. Ale ok, niech mi będzie ciepło. Zmarzłam w Polsce, teraz się wygrzeję. Na lotnisku moje serce skacze z radości. Są ! Hindusi, Arabowie, Turcy itp – narody do których widoku tak tęskniłam. Wlepiam w każdego swoje „gały”, ale napotykam zaciekawiony męski wzrok…ok , trzeba spuścić powieki skromnie i nie prowokować. Ustawiam się w kolejce do Delhi i za kilkanaście minut jestem na pokładzie trzeciego już samolotu w tej podróży.
Siedzę wygodnie, moje oczy sycą się widokiem śniadych twarzy. Jestem szczęśliwa patrząc na nich. – You look like indian ! – odzywa się do mnie współpasażerka, indyjska piękność z wielkimi, czarnymi oczami. Wiem, wiem, kochana, że ja „look like indian”. Dlatego moje serce całe życie się tam wyrywa, i chce być z wami…Opowiadam jej i jej mężowi, jak to spełnia się moje marzenie. Właśnie pierwszy raz lecę do Indii. Bóg jest dobry ! Moje stopy się gotują. Usiłuję zdjąć trapery i ściągnąć grube skarpety. O rany ! Nie chcę, aby współpasażerowie padli na miejscu. Dobra, w Delhi mam 6 godzin oczekiwania na następny lot, tam się przebiorę. I oto jestem ! Jestem w Indiach ! Wysiadam, chce mi się krzyczeć. Ale tłum popycha mnie do przodu. Idę więc, krzycząc z radości wewnętrznie. Dzielę się moją radością z panem ochroniarzem. Obdarowuje mnie swoim czarującym uśmiechem. Dwa rzędy śnieżnobiałych zębów lśniących na czekoladowej twarzy . Od tej chwili przez dwa tygodnie będę rozkoszować się widokiem takich uśmiechów. Odebrałam swój bagaż. Teraz czekanie na lotnisku. Bardzo bezpiecznie się tu czuję, gdyż ochroniarzy w wojskowych mundurach jest tutaj bez liku. Przebrałam się w letnie ciuchy. Grube, nieświeże skarpetki wcisnęłam do górnej kieszeni plecaka. Przespałam się parę godzinek na skórzanym, wygodnym leżaku. Następny lot do Rajahmundry, z przesiadką w Hyderabadzie. Nadałam bagaż. Teraz zaczęło się zwiedzanie lotniska. Wielkością swoją zapiera dech w piersiach. Jest ogromne. Nowoczesne. Na światowym poziomie.
– No, no w Indiach źle chyba nie jest skoro są takie lotniska ! Przede mną lot krajowy do Rajahmundry. Mój samolot już czeka. Tym razem linie Jet Airways.
Niespodzianka – mam miejsce przy oknie ! Ale prezent ! Mogę oglądać Indie z lotu ptaka ! Widzę Delhi i…chwyta mnie za serce. Nie jest bajeczne, nie jest kolorowe, ale jakieś zagadkowe takie…co w nim takiego jest, że tak przyciąga? … Już wiem – ludzie ! Całą podróż do Hyderabadu przeżyłam z nosem przyklejonym do okna.
Indie, Indie !!! Jakieś góry, ale nie zielone tylko czerwone jakby, piasek, jałowa zieleń, rzeki bez wody, skupiska niewielkich, szarych domków , jakieś hale fabryczne…Nie mogę powiedzieć,żeby to był piękny widok. Pusto jakoś, biednie jakoś, ale to przecież moja ziemia obiecana!
Z zadumy wyrwało mnie pytanie stewardessy: – Veg or non-veg? – Veg please – przynajmniej podjem sobie warzywek. W swoim domu nigdy nie mam czasu zrobić sobie tego co lubię. Kawałek kiełbachy, bułka, do tego ser żółty – to podstawa mojego pożywienia. Ale jak ktoś mi warzywka podaje to nie ma dla mnie nic lepszego ! To żarełko w samolocie było całkiem dobre.
Woda była przeterminowana o miesiąc. Okazało się potem, że produktów z aktualną datą ważności praktycznie nie można kupić w indyjskich sklepach. Więc, te z grudnia 2012 były jeszcze całkiem w porządku! Buteleczka po wodzie przydała mi się później, bo malutka i poręczna. Brałam ją ze sobą tu i ówdzie. Ostatnia przesiadka w Hyderabadzie. Lotnisko też bardzo ładne, światowy standard. Europejczyk czy Amerykanin może się czuć na lotniskach w Indiach jak na swoim kontynencie.
Jedynie toalety przypominają, że to jest Azja.
Dostaję sms od linii Jet Konnect, że mój lot do Rajahmundry jest opóźniony. Zawiadamiam Raviego, aby nie czekali na mnie zabyt długo na lotnisku. Sama lokuję się w poczekalni i usiłuję się zdrzemnąć. Grupa wycieczkowiczów z Ameryki nie daje mi zasnąć swoimi głośnymi rozmowami i śmiechem. No dobra, to patrzę sobie, patrzę i podziwiam. Podziwiam hinduskich Azjatów i Azjatki 🙂
Doczekałam się w końcu ostatniego, piątego już samolotu. Niewielka maszyna, ciasno. Miejsce miałam od środka, przy oknie zasiadł młody Hindus z czerwoną kreską na czole. – Gram w filmach komediowych – pochwalił mi się szarmancko. Więc poprosiłam pana aktora, czy mógłby mi ustąpić miejsca przy oknie, gdyż pierwszy raz widzę Indie, a dla niego to częsty widok, bo na pewno regularnie lata samolotami po swoim kraju. Tak więc, mogłam znowu podziwiać widoki za oknem. Ach, było co ! Południowe Indie mają swój urok! Więcej zieleni, góry porośnięte lasami… Nagle moim oczom ukazał się widok lasu palmowego ! Cicho zapiszczałam z zachwytu ! Spełnia się mój indyjski sen ! – Prosimy zapiąć pasy. Lądujemy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Niespodziewane przeprosiny "pana bajkopisarza"

Wspomnienia z wizyty w Aarti Home w Kadapie, w Indiach

Pogrzeb królowej